czwartek, 1 maja 2014

Rozdział VI - by Mei

W końcu zakończyła podpisywanie raportów. Westchnęła, gdyż nie lubi papierkowej roboty. Zbyt dużo myśli ogarnia jej umysł, a w tej chwili są one męczące. Dręczą ją. Dręczy ją poczucie słabości, jaką wykazała się poprzedniego wieczoru. Nadal krzyk chłopca odbija się echem w jej uszach. Oparła głowę na dłoni i zaczęła bębnić palcami po biurku. Potwornie się nudziła, a było to dziwne, ponieważ już wczoraj miała akcję. "Chcę jeszcze raz, następnym razem muszę się wykazać odwagą!", pomyślała.
Zaczęła się rozglądać po swoim biurze. Przyjemnie się tu pracowało. Pomieszczenie, które zostało jej przydzielone sąsiaduje z gabinetem Inspektor Tsunemori.  Pokój jest średniej wielkości, przytulny  i przestronny. Ściany pomalowane są w jasne kolory, a mianowicie w biały, z nadmieszką beżu i brzoskwini. W pomieszczeniu znajduje się duże biurko, a na nim jest komputer. Koło monitora leżą kartki samoprzylepne, terminarz, oraz przybory do pisania. Koło biurka po lewej stronie, stoi wielofunkcyjna drukarka która ma funkcje: drukowania, faksowania, kopiowania i skanowania oraz kosza na śmieci. Za biurkiem Mei, znajduję się jedno, duże okno, z którego można ujrzeć cudowną panoramę miasta. Na parapecie znajdują się kwiaty różnego koloru.  Mei siedziała w fotelu obrotowym, dzięki któremu mogła się na nim obracać, by oderwać się od papierów i spojrzeć w okno.
Ponownie westchnęła i tylko czekała, aż w końcu ktoś ją wezwie. Dobiegała godzina 19:30, a na zewnątrz było już ciemno.



***



Blondynka objęła w talii czarnowłosą i wtuliła się w jej włosy. Uwiełbiała wdychać jej kobiecy i subtelny zapach, który był dla niej pewnego rodzaju słodyczą rozkoszy. Nie mogła się doczekać momentu, w którym obie skończą pracę, by następnie poddać się..
- Shion, czy ty mnie w ogóle słyszysz? - odwróciła głowę i wyrwała się lekko z objęć zmysłowej blondynki.
Karanomori rozmarzona, uśmiechnęła się i odparła z filuternym wzrokiem:
- Tak się cieszę, że coraz więcej czasu spędzasz ze mną.
- Przestań się wygłupiać, jesteśmy w miejscu pracy.
- Ach, jaka ty sztywna. - zaśmiała się i oderwała się od niej,  po czym usiadła na swoim miejscu, przy królestwie komputerów.
- Cóż to się dzieje, ludzie pojawiają się i znikają. - wzięła papierosa do ust i zapaliła. - Masaoka, Kagari, nawet Kou. Cholera wie gdzie ich wcięło. - przez chwilę popadła w przygnębienie.
- Z Masaoką wiadomo co się stało. - odparła beznamiętnie Yayoi.
- No tak, ale co z pozostałą dwójką? - westchnęła. - Na ich miejsce przybyło dwóch Egzekutorów, a co dziwne, sam Ginoza stał się Łowcą. Kto by pomyślał, że pan "zawsze mam rację i na pewno nie stoczę się do poziomu psa gończego" sam stanie się nim. Świat nigdy nie przestanie mnie zadziwiać. - zaciągnęła się głęboko, po czym pełnymi i krwistoczerwonymi ustami wypuściła nikotyniowy dym, przymykając przy tym swoje oczy. Spojrzała się na Kunizukę z ukosa, z pożądliwym wzrokiem. Ukochana blondynki chrząknęła znacząco, chcąc dać jej do zrozumienia, by nie kontynuowała swoich zalotnych gestów. Przecież mógł ktoś w każdej chwili wejść do środka.
Nagle zegarek Yayoi zadzwonił i Inspektor Tsunemori ogłosiła, że nadeszła misja.
- W końcu. Potwornie się nudziłam. - odparła z błyskiem w oku Shion.



*** 



Drobna dziewczyna poderwała się z krzesła i szybkim krokiem ruszyła w stronę drzwi. W korytarzu spotkała Inspektor Akane.
- Mówiłam "nie oceniaj dnia przed zachodem słońca". - powiedziała z uśmiechem, po czym przybrała poważny wyraz twarzy. Dotarły do windy, zjechały na sam dół i  wyszły. Przed budynkiem czekali już wszyscy Egzekutorzy, oraz radiowozy policyjne.
Grupa Łowców wsiadła do czarnego, ogromnego i przeznaczonego dla nich pojazdu..
Krótkowłosa  wsiadła do samochodu wraz z Akane.
- No to ruszamy.

Ułożył nogi tak, że kostka stopy opierała się na kolanie drugiej nogi i zaplótł ręce za głową. Kaien był podekscytowany, gdyż uwielbiał akcje. Uśmiechał się nawet pod nosem, jednak po chwili poczuł ukłucie w sercu. Coś przeczuwał, że ta sprawa będzie dotyczyła w szczególności jego i że nie będzie tym razem zbytnio przyjemna dla niego, bo oczywiście inne akcje wprawiały go w ogromną radość - mianowicie wielbił adrenalinę.
"Cholera, czemu tak się czuję?" - zapytał samego siebie w myślach.
Na ekranie znajdującym się nad ich głowami pojawiła się szczegółowa informacja na temat przestępców. Było ich trzech. Trzech, młodych, jeszcze niepełnoletnich chłopców. Po mieście, w ciasnych uliczkach, gdzie rzadko chodzą ludzie, krążyli z kijami bejsbolowymi, strasząc młodsze dzieci i emerytów. Nawet pobili jednego z nich.
Zostały wymienione trzy nazwiska. Blondyn dwóch pierwszych nie zapamiętał, gdyż jego uwagę przykłuło trzecie nazwisko : Nomoru. Nomoru Kiba. Zacisnął zęby i dłonie w pięści , a jego oczy były przepełnione złością.
"Co ten cholerny gówniarz narobił!?"
Egzekutorzy nawet nie spojrzeli się na niego - wiedzieli, że ta sprawa jest dla niego delikatna, ponadto nie chcieli, by Kaien jeszcze bardziej się pogrążył. Nie lubił, gdy ktoś się w niego wpatrywał, gdy był zły bądź smutny. Dlatego też zazwyczaj bywał radosny w towarzystwie innych ludzi.
Jechali w ciszy.

- Ten jeden.. ma na nazwisko jak Kaien. Czy jest jakieś powiązanie? - zapytała z ciekawością Sakuragi.
- Tak. Nomoru Kiba jest jego bliskim krewnym. Jego kuzynem. - odpowiedziała Akane.
Mei odwróciła się w stronę okna, by stłumić przedziwne uczucie, które pojawiło się w jej sercu. Nie wiedziała dlaczego zaczyna się tym tak przejmować. Minął jeden dzień odkąd poznała Kaien'a, a już najbardziej się do niego przywiązała - przynajmniej w tej chwili tak pomyślała.
- Wiem, że Kaien miał liczne problemy z tym chłopcem. Z tego co nam kiedyś opowiadał, dużo razy musiał kryć go przed rodzicami, bo wybryki młodszego Nomoru były nie na miejscu. Ponadto Kaien często musiał ganić swego kuzyna, przez co stawał się coraz bardziej agresywny. Wydaje mi się, że przez to, jego psycho-pass przekroczył wskazaną granicę.
- Myślisz, że Kaien przez niego został kryminalistą?
- Nie jestem pewna, aczkolwiek na pewno jego kuzyn przyczynił się do tego. Co się działo dalej w jego życiu, tego nikt nie wie, tylko on sam. Tajemniczy człowiek z niego. - uśmiechnęła się Akane.
Dotarli do okolicy, przepełnionej dronami policyjnymi, które pilnowały, by żaden cywil nie przeszkadzał Biurze Bezpieczeństwa.
Inspektor Tsunemori wraz z Sakuragi wysiadły z samochodu policyjnego, by od razu omówić szczegóły z Egzekutorami, którzy jechali tuż za nimi. Czwórka Łowców wyłoniła się z ogromnego pojazdu i podeszli do swoich pracodawczyń.
- Mam nadzieję, że macie pojęcie co robimy. Sybilla ogłosiła, że tylko jednego z tych chłopców trzeba wyeliminować ze społeczeństwa - a mianowicie Fuchidę Akihisę. - wszyscy przytaknęli. Akane kontynuowała - Pozostałych chłopców należy złapać i natychmiastowo sparaliżować. Są poważnym zagrożeniem dla społeczeństwa, więc muszą zostać natychmiast odizolowani.
Mei w tym czasie popatrzyła się w stronę Nomoru. Jednak nie miała pojęcia, że nie lubi, jak ktoś się na niego patrzy w takich sytuacjach. Spojrzał się na nią z groźnym wzrokiem. Natychmiast odwróciła głowę w inną stronę, by uniknąć wzroku blondyna. W myślach modliła się, by nie został przydzielony pod jej opieką.
- W takim razie, jak zawsze, dzielimy się na dwie grupy: Nobuchika wraz z Saver pójdą ze mną, zaś Kunizuka i Nomoru pójdą z Inspektor Sakuragi.
Mei zadrżała. "Świetnie, akurat chciałam odwrotnie", pomyślała, gdy dreszcze przebiegły po całym jej ciele. Przybrała niezbyt inteligentną minę i zaczęła się patrzyć w niebo. Nawet nie zauważyła, że skrzyżowała ręce na piersiach i zaczęła tupać nogą, jak obrażona dziesięciolatka.
Akane położyła dłoń na jej ramieniu i spojrzała się na nią pobłażliwie.
- Życzę ci powodzenia.
- Dziękuję. - zaśmiała się nerwowo.
Po czym obydwie grupy się rozdzieliły i ruszyły w swoją stronę.



***



W mało oświetlonym pokoju, w którym znajdowało się łóżko dwuosobowe, małe, drewniane biurko i półka ze starymi książkami, były dwie osoby. W łóżku, owinięta białym prześcieradłem, leżała kobieta, która rozciągała się i ziewała. Było jej ciepło i przyjemnie, uśmiechała się mając przymknięte powieki. Miała długie, kręcone włosy, które opadały na jej nagie plecy, brązowe i płomienne oczy. Usta pełne, policzki zarumienione, a ciało niesamowicie kobiece. Leżała bokiem, opierała się na łokciu, a jej prawa noga wyłoniła się z białej pościeli. Wyglądała urzekająco w tej pozycji.
- Wiedziałam, że się zjawisz. - odezwała się uwodzicielskim tonem do mężczyzny siędzącego na parapecie.
- Czyżby? - odezwał się beznamiętnie, patrząc w okno. Księżyc oświetlał jego oblicze. Palił papierosa.
- To było do przewidzenia.
- Dobrze. Myśl o tym, jak chcesz. Ja przyszedłem się pożegnać. - oznajmił Kougami nie odwracając się w stronę kobiety.
- Uwielbiam patrzeć, jak palisz. - zaczęła kreślić palcem wskazującym kółka po udzie.
- Aya, czy ty naprawdę nie rozumiesz? Przyszedłem się z tobą pożegnać.
- A więc żegnaj się. Powiedz, co chcesz mi powiedzieć, zanim przybiegną tu ci, którzy cię gonią.
- Nikt mnie nie goni.
- Kłamiesz. - uśmiechnęła się urzekająco.
- Po prostu odchodzę i nie wrócę do ciebie nigdy.
- To niemożliwe. Zawsze będziesz do mnie wracać. Zawsze tak było. - zamknęła powieki i położyła się na plecach, gładząc swoje włosy.
- Zostań z Hidekim i żyj z nim choćby sto lat i nie myśl o mnie. Niech się to skończy. - zaciągnął się, mrużąc przy tym oczy.
- Dlaczego ciągle mówisz o Hidekim? Przecież to ze mną przyszedłeś się pożegnać.
- Z tobą i ze wszystkimi. - powiedział.
Kobieta zaśmiała się.
- Jakimi wszystkimi? Przecież nigdy w życiu nie miałeś nikogo prócz mnie. Nie wiesz nawet czy matka twoja żyje i nigdy cię to nie obchodziło. Nie wiesz czy żyje twój ojciec, bo też się tym zbytnio nie interesowałeś. Dla ciebie najważniejsza była, jest i będzie praca.
Shinya w końcu odwrócił się i spojrzał na kobiecą sylwetkę Ayi. Była piękna. Od lat studenckich zafascynowany był jej urodą i intelektem. Jednak, nie była to kobieta dla niego. Po prostu nie chciał się wiązać.
Rozmyślenia jego przerwała długowłosa.
- Ach Kou, dlaczego nawet teraz, będąc narzeczoną bogatego biznesmena, mam do ciebie słabość? Za miesiąc wychodzę za mąż, a mimo to, spędziłam z tobą noc i na pewno nie będzie to nasza ostatnia. - zaśmiała się patrząc się prosto w jego oczy.
- Możesz być pewna, że to będzie nasza ostatnia noc. - zapewnił.
- Nie mów tak.
- Mam inne priorytety. Nie mogę przebywać z kobietą, która należy już do kogoś. Zresztą  mam ważniejsze rzeczy na głowie.
- Zawsze należałam do ciebie i wiesz o tym. Ale cóż, no tak, ta praca. - przewróciła oczami. - Nigdy się od niej nie oderwiesz. - skrzywiła się.
- Odchodziłaś ode mnie wiele razy w życiu, a praca to była jedyna rzecz, jaką mogłem się zająć, czując się w swoim żywiole.
- Kougami, to przez to, że tak się poświęcałeś pracy, nie potrafiłam usiedzieć przy tobie. Tyle lat minęło, nie jesteśmy już młodzi.
- Nie. Dlatego muszę czymś się zająć, nawet nie będąc w tym stanowisku, w którym byłem. Nie mogę już robić z tobą tego, co kiedyś.
- Nawet jeśli będziemy kochać się noc w noc? - szczerzyła się od ucha do ucha.
- Aya, nie rozśmieszaj mnie. - odwrócił się, wyciągając z kieszeni drugiego papierosa. Szatynka wstała, owinęła się prześcieradłem i podeszła przytulając od tyłu mężczyznę. Wciągała jego zapach, tak jakby była to ostatnia rzecz, jaką w życiu zrobi.
- Kougami, wiesz, że byłeś jedynym mężczyzną--
- Przestań. Szkoda, że tutaj nie ma lustra. Mogłabyś podejść i spojrzeć na jedyną osobę, którą w życiu pokochałaś. Uwielbiasz pieniądze i dobrobyt. Nie mogłabyś żyć z takim człowiekiem jak ja.
- Wiem, wiem, ale cii.. nie psuj tej chwili. - przerwała przez moment. - Jak to możliwe, że zawsze mnie obrażasz, ale i tak kończymy w ten sam sposób? - jej słodki śmiech odbił się echem w jego uszach.
- Nie wiem. Może to dlatego, że nigdy już więcej nie spotkam takiej kobiety, jak ty?
- Nigdy innej nie pokochasz, jestem tego pewna.
Brunet poddał się, a kobieta wzięła go za rękę i zaciągnęła go w swoją stronę. Mieli całą noc przed sobą.
Musiał się oderwać, pozbierać myśli po tym incydencie z Makishimą Shougo. Wiedział, że to nie jest koniec, że ten mężczyzna, nawet po śmierci będzie go nękał. Wystarczyło, że przeczytał jego notatki i zdał sobie sprawę, że być może istnieje jakiś inny człowiek, który mógłby kontynuować jego dzieło. A może i jest takich więcej?
Odgonił myśli daleko od siebie, poddając się ostatniej rozkoszy, która będzie mieć miejsce w jego życiu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz